Piekło – jak człowiek został pedofilem! Sylwestra Szczęsnego skazano, bo „skazać kogoś trzeba było”

Aresztowany, zwolniony, uniewinniony, znów winny. Od czterech lat trwa gehenna Sylwestra Szczęsnego oskarżonego przez prokuraturę z Wołomina o pedofilię. Mężczyzna twierdzi, że mimo braku ewidentnych dowodów skazano go, bo skazać kogoś trzeba było.

Jest 17 września 2013 r. Sylwester Szczęsny właściciel  szkoły prawa jazdy wybiera się do miejscowości Ostrówek na północny wschód od Warszawy. Jeszcze nie wie, że biznesowy wyjazd raz na zawsze zmieni jego życie w piekło.

Tego samego dnia ośmioletnia wówczas dziewczynka zawiadamia rodziców, że ktoś  zwabił ją do samochodu przy ulicy Warszawskiej, a następnie „coś złego zrobił”. Przerażeni rodzice powiadamiają rodziców, a ci – policję. Dziewczynka przesłuchiwana przez funkcjonariuszy w asyście psychologa zeznała, że napastnik miał czarne włosy, prowadził szary samochód, który co charakterystyczne, wewnątrz miał dwa pedały po stronie pasażera. To dla kryminalnych był ważny trop, takie wyposażenie mają samochody do nauki jazdy. Praca operacyjna policji skupia się na  przejrzeniu monitoringów i wytypowaniu przejeżdżającej przez Ostrówek  czarnej Skoda z emblematami nauki jazdy. Policjanci docierają do jej właściciela – Sylwestra Szczęsnego z Wołomina.

Prokurator przesłuchuje właściciela szkoły i decyduje się na postawienie zarzut doprowadzenia nieletniego do „innych czynności seksualnych i wnioskuje o areszt. Sąd Rejonowy w Wołominie uznaje,  że aresztowania jednak nie będzie. Sędzina punktuje dowody prokuratury i jednocześnie wyraża zgodę, na przebadanie podejrzanego wykrywaczem kłamstw.

– Nie mogłem uwierzyć, w to co się dzieje. Byłem wtedy w Ostrówku – szukałem siedziby na otwarcie kolejnej szkoły jazdy – opowiada Sylwester Szczęsny. – Nie wciągnąłem dziecka do samochody, nie zrobiłem mu krzywdy. Podczas zeznań w prokuraturze, dziewczynka nie rozpoznało mojego samochodu. Powiedziała, że kolor był inny, pedały znacznie niżej. Wariograf wyszedł dla mnie korzystnie. Myślałem, że mój koszmar na tym się skończy, ale akurat był to początek.

Prowadzący sprawę prokurator odwołuje się od decyzji od Sądu Rejonowego w Wołominie do Sądu Okręgowego w Warszawie. Warszawski sąd podzielił stanowisko oskarżyciela i wydał 24 października 2015 r. postanowienie o aresztowaniu Szczęsnego uznając, że czyn zagrożony jest surową karą.

Po 123 dniach mężczyzna wychodzi z aresztu – zdecydował o tym sąd w Wołominie, po tym jak właściciel szkoły jazdy złożył wyjaśnienia, po raz kolejny nie przyznając  się do winy. Okazało się także, że prokuratura nie ma stuprocentowych dowodów na udział mężczyzny w uprowadzeniu dziewczynki ­– materiał genetyczny pobrany z samochodu Sylwestra Szczęsnego nie potwierdził obecności dziecka, a na przekazanym do badania materiale dowodowym  nie stwierdzono  męskiego nasienia.

Procesy sądowe nie okazały się w tym wypadku formalnością, choć w ocenie mecenasa broniącego oskarżonego, dowody opierały się jedynie na poszlakach. Sąd Rejonowy w Wołominie 1 lutego  2016 r. skazał Szczęsnego; po złożeniu odwołania i kolejnym procesie Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił go wyrokiem z dnia 25 października 2016 r. Od tej decyzji odwołała się prokuratura. Ponowny proces w sprawie skończył się… ostatecznie wyrokiem skazującym 17 października 2017 r.

Smaku sprawom dodaje fakt, że po pierwsze nie pojawiły nowe dowody, które wskazywałby na winę Szczęsnego, a po drugie w składzie orzekającym w przypadku ostatniego wyroku zasiadała sędzina, która wcześniej była w składzie wydającym postanowienie aresztowaniu Sylwestra Szczęsnego.  Czy mogło to mieć wpływ na jej osąd?  Sylwester Szczęsny twierdzi, że tak. Sprawa znów trafiła do kasacji i zapowiada się kolejna walka, tym razem może zakończyć się więzieniem.