Qczaj o trudnych latach szkolnych i przełomowym momencie w życiu

Qczaj przyznaje, że nigdy nie był wzorowym uczniem, a szczególnie nie radził sobie z przedmiotami ścisłymi. Jednak dzięki cierpliwym i wyrozumiałym nauczycielom, którzy potrafili go zmotywować, udawało mu się osiągnąć choćby minimalne oceny. Największe trudności pojawiły się w liceum, gdzie przez zaległości musiał powtarzać klasę, co doprowadziło do załamania nerwowego.

W październiku, w związku z Dniem Nauczyciela, wiele znanych osób wspomina swoich nauczycieli w mediach społecznościowych. Qczaj również podzielił się swoimi refleksjami, wspominając ich z mieszanymi uczuciami, choć w większości pozytywnie.

– Moje wspomnienia o nauczycielach są różne, ale w większości raczej dobre. Zaczynałem szkołę w latach 90. i zawsze byłem pogodnym dzieckiem. Bardzo dobrze pamiętam panią Długopolską, która z nami rozmawiała w drodze do szkoły i zadawała pytania z tabliczki mnożenia. Chodziliśmy z nią w grupie i bardzo ją lubiliśmy – wspomina Qczaj.

Szczególnie ciepło wspomina swojego nauczyciela matematyki, który mimo swojej surowości, po latach zyskał w oczach Qczaja szacunek.

– Matematyka nigdy mi nie szła, a mój nauczyciel, pan Marcel, często mi mówił, że orłem z tego przedmiotu nie będę. Ale pamiętam, jak cała szkoła, w tym pan Marcel, przyjechała na premierę musicalu „Romeo i Julia” do katowickiego Spodka. Wtedy mi pogratulował, przyznał, że cisnął mnie, bo chciał nauczyć mnie życia. To naprawdę zahartowało mnie – wyjaśnia Qczaj.

Qczaj nie ukrywa, że jego edukacja była pełna trudności. Nigdy nie należał do najlepszych uczniów, a jego świadectwa często były powodem do wstydu.

– Chodziłem do liceum w Krakowie, potem do Warszawy, ale w końcu musiałem powtarzać rok. Byłem fatalnym uczniem, zaliczałem przedmioty na minimalne oceny. Jedynie język polski jakoś mi szedł, bo potrafiłem nauczyć się wiersza na pamięć i go wyrecytować, ale matematyka była dla mnie nie do przeskoczenia. Mama zawsze mówiła: „Dobrze, że chociaż przeszedłeś” – mówi z uśmiechem Qczaj.

Niepowodzenia szkolne mocno odbijały się na jego psychice, szczególnie w liceum, kiedy nie zdał kilku przedmiotów. Qczaj wspomina, że przeżywał wtedy bardzo trudny moment i myślał nawet o zakończeniu swojego życia.

– Po niezdaniu trzech przedmiotów poszedłem na Skałki Twardowskiego w Krakowie, by skoczyć. Czułem, że zawiodłem wszystkich – mamę, która dowiedziała się, że jestem gejem, i wszystkich innych. Ale zamiast skoczyć, poszedłem do kościoła w Łagiewnikach i tam dostałem znak, żeby tego nie robić. Kilka tygodni później zadzwonił Janusz Józefowicz z wiadomością, że dostałem się do teatru. Dziś, mając 37 lat, wiem, że udało mi się osiągnąć więcej niż niejednej osobie z czerwonym paskiem – mówi Qczaj.