Dziesięcina na kościół w dawnej Polsce. „Znowu przyjdzie nędza, kiedy przyjdzie czas na księdza”

Każdy chłop w nowożytnej Polsce – niezależnie czy żył w majątku szlacheckim, królewskim czy kościelnym – miał obowiązek opłacać dziesięcinę. Była to największa pojedyncza opłata jaka ciążyła na gospodarzach. Jakby tego było mało pobierano ją w sposób wyjątkowo uciążliwy dla ludności wiejskiej.

Zgodnie z nazwą, Kościół zagarniał każdemu polskiemu gospodarzowi 1/10 plonów. Zawsze dotyczyło to zbioru wszelkich zbóż: żyta, owsa, pszenicy i jęczmienia. Często także innych roślin, na przykład tatarki albo grochu.

Dziesięcinę tradycyjnie „wytykano” w polu. Chłopu nie wolno było ukończyć żniw i zwieźć snopów do stodoły tak długo, aż pojawił się u niego reprezentant kleru.

Tak zwany wytykacz często zwlekał z wizytą, więc wieśniakom groziło zniszczenie plonów przez deszcze, grad i wichury. W wyjątkowo słabych latach, gdy do czasu żniw rodziny przymierały głodem, opóźnienia sprawiały też, że wieśniacy nadal nie mogli się pożywić. Pewien szlachcic uczciwie komentował, że dopóki ksiądz „nie wytknie i nie przeliczy” oracz jest zmuszony dla przetrwania kraść z pola owoce własnej pracy.

Gdy wytykacz wreszcie się pojawiał, wymagano jeszcze, by został odpowiednio ugoszczony. Dopiero najadłszy się do syta i zdrowo napiwszy na koszt chłopa ruszał do pracy.

Podstawa zbożowej potęgi Kościoła

Szacuje się, że w drugiej połowie XVI wieku wartość dziesięciny pobieranej z pełnego łanu chłopskiej ziemi (czyli z ok. 17 hektarów upraw) sięgała 210 groszy, a więc w przybliżeniu 2800 złotych w dzisiejszych pieniądzach.

Kościół zbierał daninę z setek tysięcy gospodarstw w dziesiątkach tysięcy wsi. To właśnie ten podatek w naturze sprawiał, że polska władza duchowna przejęła wielką część dalekosiężnego handlu zbożem. Biskupi spławiali i wywozili zagranicę w przeważającej mierze nie plony z własnych latyfundiów, ale z niezliczonych chłopskich poletek.

Kościół nie miał dostępu tylko do osad, których właściciele przeszli na protestantyzm. Tam też jednak dziesięcina była niezmiennie pobierana. Chłop nie miał ulgi, po prostu dodatkową powinność zagarniał sam szlachcic.

„Znowu nastanie nędza, kiedy czas przyjdzie na księdza”

Bardzo często narzekano, że wytykacz wybierał „z kopy najprzedniejsze snopy”, kmieciowi zostawiał zaś zboże pośledniejsze, zachwaszczone. Już Mikołaj Rej w XVI wieku notował też przypadki niszczenia zbiorów. „Znowu nastanie nędza, kiedy czas przyjdzie na księdza” – stwierdził. – „Chodząc snopki przewraca i każdą chłopską kopę maca”.

Gdy w końcu haracz został określony, na gospodarza spadał jeszcze jeden obowiązek. On musiał zebrać zboże, a następnie na własną rękę dostarczyć je do wyznaczonego, kościelnego spichlerza. O tym także wspomniał autor Krótkiej rozprawy między trzema osobami:

Więc ci jeszcze [pleban] będzie grozić, że mu żwawo musisz zwozić. Mało jeszcze, iż nań robią, muszą wieźć, a w łeb się skrobią: „Małom się panu nawoził, bo on jeszcze bardziej groził?”.

„Nie mnie to dasz synku, ale Bogu”

Naciski na nieposłusznych chłopów nie były rzadkością. Zdarzały się nawet ekskomuniki za niepłacenie dziesięciny, jak w parafii Żelechlin na Mazowszu w 1755 roku.

Zwykle jednak wystarczała sama tylko groźba; samo przypomnienie o możliwych, namacalnych następstwach grzechu. Opornym plebani mówili: „Nie mnie to dasz synku, ale Bogu”. Jeśli zaś opłata była dla stworzyciela, to pominięcie jej stanowiło ciężki występek, który dało się odpokutować tylko… nadrabiając zaległości.

Nawet Jakub Kazimierz Haur – autor poradnika z XVII wieku, zalecającego najchytrzejsze i najbardziej nieludzkie metody zwiększania wydajności – zalecał szlachcicom, by „dziesięcinę kościelną według sumienia dobrego i liczby, według kop sprawiedliwie oddawać” bo od tego „osobliwie zależy Boskie błogosławieństwo”.

Wieśniacy, znający wiarę tylko przez pryzmat „teologii strachu”, tak typowej dla czasów baroku, nie myśleli nawet o łasce niebios, ale o ustrzeżeniu się przed piorunami, suszą, głodem i zarazą.

O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej nowej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.

Cała prawda o życiu polskich chłopów pańszczyźnianych

Autor

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwaWawel. BiografiaDamy srebrnego wieku, Damy Władysława Jagiełły, Epoka hipokryzji czy Seryjni mordercy II RP. Jego najnowsza pozycja to Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (2023).

Źródło:wielkahistoria.pl